Postautor: janane » pn maja 11, 2015 12:47 pm
I jeszcze coś dodam, bo właśnie przeczytałam cały ''mój'' wątek. Bardzo łatwo przychodzi niektóry ocenianie ludzi. Chciałbym odnieść się tylko do dwóch zarzucanych mi rzeczy:
1. Podobno jestem egoistką, paniusią z lusterkiem, myślę o swojej atrakcyjności itp. Człowiek w swoim życiu ma d spełnienia różne role, w których przejawia swoje rozmaite zdolności, cechy i zaspokaja swoje rozliczne potrzeby. Wyobraźcie sobie, że kobieta rodząca dziecko staje się matką ale nie przestaje być kobietą, żoną, pracownikiem, sportowcem (szamanką w dzikim plemieniu albo jednorożcem na paradach równości). Przymus rezygnacji (podkreślam przymus) z pełnienia jakichkolwiek z tych ról, oznacza niezaspokojone potrzeby a to w następstwie rodzi frustrację potem depresję, nerwicę (sami pewnie najlepiej wiecie co). Ja napisałam tylko tyle, że pomimo ciężkiej pracy, nakładów finansowych (wiem, nie lubicie rozmów o pieniądzach), różnych wyrzeczeń najbliższego otoczenia - nie ma efektów, nie daję rady, jestem bezsilna.
2. Chcę pozbyć się dziecka z domu. Pomyślcie tylko: dziecko a teraz już nastolatek, który nie umie nawiązywać kontaktów z rówieśnikami, nie umie podtrzymywać tych kontaktów - a bardzo ich potrzebuje (kiedyś, kiedy jeszcze chodził do terapeuty mówił o tym) - jak się z tym czuje. W ośrodku - odpowiednio zorganizowanym - oprócz farmakologii, terapii indywidualnej, ma kontakt z nastolatkami takimi jak on - z podobnymi potrzebami, marzeniami, problemami, przejściami. Powtarzam świadomie: ''Nie przeżyję życia za moje dziecko'' - I dodaję, nie mogę się kolegować z jego kolegami, nie pójdę do kina z dziewczyną, nie skończę za niego szkoły, nie pójdę na imprezę itd. - właśnie dlatego że jestem jego matką i moim zadaniem jest wspierać go, umożliwiać - a nie robić coś za niego - To takie matki właśnie są nadopiekuńcze i sami wiecie jak potrafią zmarnować życie.
Na koniec mam prośbę, aby wszyscy, którzy czują się chorzy widzieli coś więcej poza czubkiem własnego nosa i bezmiarem własnego cierpienia, bo żyją w otoczeniu innych osób, które również zostają dotknięte ich chorobą i też nie jest im lekko.