Nie chcę nikogo pouczać - sama mam problemy z własnym dzieckiem - niektórych w swojej naiwności nie byłam świadoma.
Przeszłam eksperymenty z papierosami, a kiedy znalazłam szklaną "lufkę" w jej biurku byłam przekonana, że pali w niej jakieś pety.... dopiero starszy o 10 lat syn uświadomił mnie, że próbowała "trawki". Kiedy z jakiejś imprezy wróciła kompletnie "nawalona" (alkohol - 16 lat!) byłam przerażona, czuwałam w nocy, żeby coś jej się nie stało. Był również epizod z pociętą jakimś ostrym narzędziem ręką (kilkadziesiąt śladów).
Popełniłam błąd przede wszystkim w stosunku do siebie - szukając przyczyny w moim postępowaniu. Skończyłam z tym. Nie mam zamiaru oskarżać się, że bezgranicznie kocham swoje dziecko.
Pijane rozebrałam, ale zostawiłam porozrzucane ubrania, odebrałam kartę bankomatową, Ślady po cięciach wyśmiałam (cwaniara - jak wszystkie nastolatki i znająca anatomię zrobiła to na wierzchu ręki z dala od żył i tętnic), ale kupiłam maść na blizny. Zastosowałam "szlaban" na komputer, wyjścia. I wiecie co usłyszałam? - tego mi było trzeba.... mamo, potrzebuję zakazów.
Mam nadzieję, że najgorsze juz za mna - córka niedługo skończy 18 lat i widać po niej, ze jest coraz bardzej dorosła i odpowiedzialna. Bywa na "imprezach, ale wraca "w porządku", nie pali, ciągnie z nauką w liceum.
Po co ja to wszystko piszę?, bo rodzic ma być rodzicem. Dzieciak musi mieć się od czego "odbić" - najlepiej od postawy ojca, czy matki. A co my robimy? - chuchamy, dmuchamy, wyręczamy, wytaczamy ścieżki życia dzieciom, a w najgorszym przypadku doszukujemy się chorób.
Młodzież ma prawo "świrować" - takie są uroki tego wieku